Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi nomadfh z miasteczka Jaworzno. Mam przejechane 742.82 kilometrów w tym 413.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy nomadfh.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Weekendowe wyjazdy

Dystans całkowity:281.30 km (w terenie 148.00 km; 52.61%)
Czas w ruchu:17:57
Średnia prędkość:12.89 km/h
Maksymalna prędkość:42.40 km/h
Suma podjazdów:428 m
Suma kalorii:1190 kcal
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:56.26 km i 4h 29m
Więcej statystyk
  • DST 37.00km
  • Teren 29.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 10.57km/h
  • VMAX 33.90km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 428m
  • Sprzęt Zapas :P
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pechowe dolinki :D (dzień, kiedy niebo zwaliło się na głowę) - ku przestrodze...

Sobota, 2 maja 2009 · dodano: 26.01.2010 | Komentarze 0

Ta wycieczka od samego początku zapowiadała się źle :D.

Pierwotny plan był chytry i szczwany - wsiadamy w trójkę z Karoliną i jej kolegą w Katowicach do pociągu z rowerami, jedziemy albo w dolinki podkrakowskie, albo do Krakowa, włóczymy się na rowerach cały dzień. Wieczorem w pociąg i do domu.
Tak plan, jak mówiłem świetny, ale...
Po pierwsze - mój podstawowy rower został u Karoliny w Katowicach, ja miałem się na chwilę pojawić na urodzinach rodzinnych i zmykać do domu, aby rano dojechać do Katowic... Miałem jest dobrym określeniem. Z urodzin wróciłem w środku nocy w stanie lekkiej nieużywalności ;) Rano zaspałem na autobus do k-c, obudził mnie telefon "gdzie jestem", szybkie spojrzenie na zegarek i decyzja - do Katowic nie ma szans, abym dotarł "jedź sama z kolegą" - okazuje się, że on też nie dotarł. Więc druga (ciężka) decyzja. SEAL2 zostaje w Katowicach, ja wskakuje na rower zapasowy, dojeżdżam do Jaworzna - Szczakowej, tam pakuje się w pociąg, którym ma z Katowic jechać Evenstar... Tu mała adnotacja, ostatni raz na zapasowym jechałem circa rok wcześniej, jak nie lepiej... Owszem, był przesmarowany po zimie. Ale to wszystko...
"JAKOŚ" w stanie zmęczenia udało się dojechać, wsiadam w pociąg - masakra, takiej ilości ludzi z rowerami się nie spodziewałem, udaje nam się znaleźć trochę miejsca dla mojego rowerku. Później kolejna komplikacja - my wysiadamy prawie na końcu, a nasze rowery są tuż przy wyjściu. No nic, bedziemy się martwić później. W trakcie podróży - wstępne planowanie trasy, postanawiamy wysiąść za Zabierzowem przy nowym przystanku obok Buisness Parku. Tam wsiadamy na rowery, jedziemy w stronę Zabierzowa, skręt w stronę dolinek - pierwszy z ważniejszych punktów naszej trasy - "Brama Krakowska", następnie Dolina Będkowska, później Ojców i Pieskowa Skała.
I tu zaczynają się pierwsze kłopoty. Niestety dzień i noc wcześniejsza nie sprzyja wysiłkowi. Do tego jeszcze na tym rowerze, którego przełożenia nigdy mi nie pasowały. To jest mordęga :D Podjazdy, które normalnie nie robią na mnie wrażenia, tu stają się prawie himalajskimi szczytami :) Nie mówiąc o prędkości żółwia...
Do tego nie mogłem dzień wcześniej znaleźć mapy tego rejonu, a atlas szlaków rowerowych na jurze krak-czwskiej pozostawia duużo do życzenia... Owszem jest fajny do planowania, jest bardzo fajny do wstępnego wymyślenia trasy, ale mapy są strasznie mało czytelne. Zwłaszcza - jeśli chce się jechać nie po znakowanych szlakach... Albo kiedy trzeba do nich dotrzeć :D
Tak czy inaczej - po niewielkim błądzeniu, oraz wielkokrotnym zawracaniu z trasy w celu wyszukania szlaku - w końcu udaje się. Jesteśmy przy Bramie Krakowskiej.



Chwila odpoczynku, kilka zdjęć i ruszamy żółtym szlakiem, który po chwili okazuje się ciężko przejezdnym dla rowerów. Więc powrót, szukanie innej drogi. Dojazd do Będkowic, stamtąd drogą o b. mocnym spadku przez znane mi już formacje skalne (oj, setki razy schodziłem tędy na nogach), oraz ostatni zakręt na drogę do ukochanej Doliny Będkowskiej. Aż dziwne, jestem tu dopiero pierwszy raz na rowerze.
Podjazd pod Dupę Słonia, przywitanie się z babką, która kiedyś stanowiła pierwszy sprawdzian przed wyjściem w skały. Chwila relaksu, leżymy na trawie obserwując wspinających się. Łezka w oku - może jeszcze kiedyś znów się tu powspinam (tak - za jakieś 15 kg mniej :P).
Podjechanie pod Sokolice i nieśmiertelny sklep/fast food (w mojej pamięci - był tu zawsze). Zapada decyzja o dłuższej posiadówce i odbudowaniu moich zapasów energetycznych po wczorajszej nocy. Tym bardziej, że rano zjadłem tylko jakiś baton...



Więc energetyk, jedno małe piankowe co nieco, kiełbaska z grilla... i czuje, że teraz mogę jeździć cały dzień...
Po godzinie odpoczynku ruszamy kawałek w górę doliny, ale przy stawach hodowlanych, postanawiamy wracać i jechać w kierunku Ojcowa...
Po przejechaniu ok 2-3 km czuje, że jednak z tymi zapasami energii nie jest aż tak dobrze, ale dam radę... rozjazd, Karolina jedzie przodem, wąska ścieżka, mijamy pieszych... opłotki wioski, droga się rozszerza.... w tym momencie słyszę lekkie puuuk.....
... 2 minuty później k...ując, kończę bezskuteczne próby napompowania dętki. Oczywiście - zapasowe dętki + narzędzia, łatki - wszystko jest w zasobniku przy podstawowym rowerze. Zapada decyzja, Karolina jedzie przodem, co jakiś czas czekając na mnie, ja prowadzę rower do Ojcowa... Przecież tyle się naczytałem o wyposażeniu busów w dolinkach w bagażniki/uchwyty dla rowerów...
Dojście do Ojcowa - pchając uszkodzony rower do ciekawych przeżyć nie należały... próbuje się dodzwonić do znajomych, ale - popołudnie w sobotnią noc - nikt z większym samochodem nie jest w stanie podjechać. Po dłuższym czasie docieram do Groty Łokietka, kontakt z Karoliną urwał się dawno temu, idę szlakiem na Ojców, kiedy udaje mi się znaleźć miejsce z zasięgiem gsm - dzwonie do Karoliny. Okazuje się, że nie wie gdzie jest - nie, nie mijała Groty Łokietka, pamietając gdzie miałem z nią ostatni kontakt, oraz układ ścieżek - naprowadzam ją na szlak na Grotę, oraz na ścieżkę, gdzie jestem. Które zresztą nie nadaje się do jechania rowerem, coraz większe skały, coraz gorszy teren po którym rowery trzeba nieść.
W końcu jest - docieramy do drogi idącej dnem Doliny Prądnickiej. Będąc prawie na "mecie" przegrywamy po raz kolejny.
Żaden z busów nie ma uchwytów na rowery. Żaden nie decyduje się na zebranie nas z rowerami... Ostatni PKS okazuje się niewielkim pojazdem...

Kolejna decyzja - Karolina jedzie na rowerze do Krakowa, ja albo ściągam kogoś znajomego mniejszym samochodem - albo gdzieś tu koczuje do pierwszego busa... (kolejny raz odzywa się mała znajomość tego terenu i brak dobrej mapy). Karolina jedzie jedyną drogą, którą znam (ale z - jazdy samochodem), która się okazuje:
1. Cholernie męcząca i z sporymi podjazdami
2. Okrężna
3. Prowadząca do krajowej 94 Olkusz - Kraków
Teraz z perspektywy czasu nie wiem dlaczego nie pomyślałem, żeby jechała po prostu drogą przez Dolinę Prądnicką - mniejsze podjazdy, mniej kilomentrów etc.
Pomijając to, że miałem ją zostawić w jakiejś agroturystyce, a sam jechać na jej rowerze...

Zostawiamy Karolinę męczącą się po górkach... zostaje ja z rowerem i coraz szybciej zapadającą ciemnością. Po następnych bezskutecznych próbach sprowadzenia transportu - postanawiam zostawić rower w jakimś gospodarstwie. W końcu udaje się znaleźć gospodarza, który za darmo zgadza się, aby przez kilka dni rower u niego został (dzięki dobrodzieju) :D Minęło ok 45 - 60 min od momentu rozstania z Evenstar...
Już "wolny" staje na skrzyżowaniu drogi w kierunku 94 łapiąc stopa, po 5 minutach zatrzymuje się samochód, sympatyczna para z Warszawy proponuje mi podwiezienie mnie do... Katowic, ew Sosnowca :D
Powstaje szybka myśl - jeśli uda się dogonić Karolinę - pakuję ją w stopa, sam wsiadam na jej rower (który jest o kilka klas lepszy od mojego, więc nie będzie problemów). Jej po drodze nie udaje się znaleźć, natomiast dzwoni mi, że siedzi w Zajeździe, jest potwornie zmęczona, nie ma sił, aby jechać dalej - tym bardziej, że wieczór zapadł. I chyba tu zostanie....
Tu kolejny raz szczęście się odezwało - dzwoni przyjaciel z Krakowa, że właśnie dotarł do domu. I jeśli potrzebuje nadal - to może podjechać po nas... daje mu namiary, skąd ma odebrać Karolinę, ta - mimo propozycji noclegu u nich, postanawia wracać pociągiem. I tak - ja w Katowicach jestem ok 23, ona dociera ok 1 w nocy..

Uffff horrror macabra....

Wnioski po tej wyprawie na przyszłość:
- przy każdym rowerze mieć zapasowe niezbędne rzeczy
- nie wybierać się w troszkę dłuższe trasy na niesprawdzonych rowerach
- mapy, mapy, mapy + dobry kompas
- sprawdzenie informacji medialnych :D (gdybyśmy zamiast iść na ojców, poszli na rudawę, dawno bylibyśmy w domu...)

Plan wycieczki wg zapisu GPS programu Nokia Sport Tracker

http://sportstracker.nokia.com/nts/workoutdetail/index.do?id=942365

Uwaga, ilość km obejmuje tylko jazdę na rowerze, bez trasy "pchająco - nożnej" do Ojcowa ;)




  • DST 62.30km
  • Teren 54.00km
  • Czas 04:02
  • VAVG 15.45km/h
  • VMAX 42.40km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 1190kcal
  • Sprzęt Seal 2
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lędziny

Niedziela, 26 kwietnia 2009 · dodano: 26.04.2009 | Komentarze 0

Wypad na Lędziny - zdecydwanie polecam, rewelacyjna trasa - praktycznie cały czas przez lasy, drogi leśne w niezłym stanie, za rejonem 3 stawów ludzi niezbyt dużo.
Do tego 2 świetne zjazdy. Niestety - pod jeden z nich w drodze powrotnej trzeba podjeżdżać ;P
Trasa - gwiazdy - 3 stawy (mały piknik) - lasy w okolicy Rybaczówki - Murcki - Lędziny - pętla wokół Lędzin - mały piknik nad stawem - powrót przez Murcki - Rybaczówke - 3 stawy.




  • DST 50.00km
  • Teren 5.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krótki wypadzik rowerowy.

Niedziela, 15 czerwca 2008 · dodano: 27.06.2008 | Komentarze 0

Krótki wypadzik rowerowy. Stała trasa do Katowic (gwiazdy), następnie przejazd do Wojewódzkiego Parku Kultury i Rozrywki, tam rekreacyjne kręcenie się po całym parku, oglądnięcie budowanego toru dla rowerów gorskich i takie tam ;)
Dane o km szacunkowe (brak licznika) :(




  • DST 77.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:10
  • VAVG 14.90km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Początek dość standartowy - sprawdzoną

Sobota, 31 maja 2008 · dodano: 03.06.2008 | Komentarze 0

Początek dość standartowy - sprawdzoną już trasą Jaworzno - Katowice (przez Mysłowice, Szopienice). Trochę pogrzebania przy starym złomie zwanym przez pomyłkę rowerem (;)) odniosło skutek. Wyprawa do Pszczyny również. Tym razem dojazd do Katowic - już tylko 1:05h (niestety nie działała mi przerzutka z przodu - stąd jazda głownie na ustawieniu 28 - 13).

Dalej już trasą zaproponowaną przez Even: Katowice - Czeladź - Będzin - Dąbrowa Górnicza (Pogoria, oraz przypadkowo centrum :P) - Sosnowiec - Maczki - Jaworzno (Długoszyn, Gigant, Leopold, centrum).
W sumie trasa bardzo fajna, mimo że większość po drogach miejskich. Dłuższy opis trasy wkrótce ;)

Warto zarezerwować dużo czasu na:
zamek w Będzinie
Pogorie
Park Hallera w Sosnowcu




  • DST 55.00km
  • Teren 40.00km
  • Czas 05:15
  • VAVG 10.48km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

To miał być główny wypad

Niedziela, 25 maja 2008 · dodano: 03.06.2008 | Komentarze 0

To miał być główny wypad tego weekendu. Planowany początkowo na piątek - wystraszyły nas prognozy, następnie sobota - to samo. Wyruszyliśmy w końcu w niedzielę, mimo zachmurzonego nieba i lekkiego wiatru...
Trasa teoretycznie na 37 km, my zrobiliśmy dużo więcej (na oko ponad 50 km).

Początkowo przejazd szlakiem rowerowym Katowice ---> Dolina 3 stawów (Katowice Murcki) ---> Tychy Wygorzele (czerwony szlak)----> Tychy Paprocany -----> Promnice I zgubienie szlaku rowerowego -----> Kobiór (tu niestety II zgubienie szlaku, dalej jazda dużo dłuższym szlakiem niebieskim) ----> Pszczyna Rynek.

Trasa do Paprocan świetna, głównie przez las, niezbyt dużo ludzi. Paprocan zachwalać nie trzeba. Koniecznie warto stracić trochę czasu i nadłożyć drogi, aby zobaczyć Pałacyk Myśliwski Promnice. Tutaj pierwsza ważna uwaga, przy skrzyżowaniu (na górze), gdzie jest drogowskaz na Promnice oraz kierunkowskaz na szlak rowerowy - wskazuje on na drogę (główną) asfaltową idącą w dół (czyli w lewo) - my tak pojechaliśmy. Zaniepokoiliśmy się po 2-3 km kiedy nie było znaków oznaczających szlak... Dopiero dzięki dobrym ludziom ;) dowiedzieliśmy się, że szlak rowerowy skręca w PRAWO od tego drogowskazu w węzszą również asfaltową drogę... dopiero po chwili pojawiają się na niej oznaczenia szlaku.
Podobna sytuacja jest w samym Kobiórze, gdzie też nie jest dobrze oznaczone miejsce przejazdu przez tory. Kilka razy szlak kluczy łączy się z inną częścią szlaku żółtego- i tak zajechaliśmy w głąb Kobiura. A tam już był do wyboru szlak żółty wokółKobiura oraz niebieski do Pszczyny. Nie chcąc ryzykować zabłądzenia - wybraliśmy ten drugi, znacznie dłuższy niż czerwony, którym zakładaliśmy, że pojedziemy. Trasa dużo mniej ciekawa - właściwie długa, prosta i dość monotonna. Głownie przecinką przez las, trochę po opłotkach wsi.

Powrót koleją do Katowic. ;)